Blog

Chaos twórcy

Mówi się, że tworzenie to proces. Nie dla mnie. Proces to czas, odległy, rozwleczony. Dla mnie to zwierzę zakażone wścieklizną, które w jednej chwili może się miotać i szczerzyć kły, aby za chwilę być uległe. To rozszalałe morze uderzające o skały, niszczące wybrzeża, siejące postrach. To znów spokojna toń jeziora, leniwie płynący potok szumiący niewyraźnie pieśni przodków. Wena jak cichy zabójca niemocy, bezmyślności, zawieszenia. Poddaje się więc jej rozszalałej naturze gdy znajduje ujście przy pomocy moich palców, słów. Gdy tworzy niewyobrażalne stworzone w wyobraźni. Poddać się i stać się autorem czegoś co nie istniało jeszcze chwilę temu…

Wena

Czy brak mi weny? Nie, tego nigdy mi nie brak. Co najwyżej sił w dłoniach, palach, które zapominają jak się klepie w klawiaturę. Wena jednaj jest zawsze. Gdy jadę komunikacją miejską. Gdy widzę twarze ludzi, lekko zamglone od snu. Gdy wypełniam kolejne dokumenty w pracy. Pracy którą rzuciłam. Do której nie chcę wrócić. Chcę szukać siebie. Lubię ciszę, zagłuszaną przez to co wokół mnie. W uchu słuchawka. Po drugiej stronie Osoba opowiada. Przede mną laptop i dźwięk procesora. Obok tablet z włączonym filmem. Byleby tylko wszystko nie ucichło. W ciszy nie ma weny. Cisza jest niebezpieczna. Trzeba się wsłuchiwać. Czy ktoś nie nadchodzi. Coś się nie czai za rogiem. W głosie wokół mnie to wszystko znika. I tak nie usłyszę zagrożenia zbyt blisko mnie…

Wybieg na przód

Otworzyłam nowy rozdział, jeszcze białe karty świecą
I jak nigdy, nigdy przedtem, moje myśli w świat ulecą
Poznam siebie z innej strony, uczuciowa lub wulgarna
Nie dam zgody innym głosem, by nazwały słowem – marna
Udobrucham swoje lęki, jakich w życiu mam nie mało
Dam się ponieść dobrym myślom, dzisiaj chętnie, dzisiaj śmiało!
Odbuduję warstwę ciepła, tej miłości w wyobraźni
Zepchnę ciężar ciemnych myśli, od dziś brak ich w mojej jaźni
Wydam rozkaz swojej duszy, by leciała z prądem lata
Jeszcze będzie czas na zbrodnie, już za długo trwa debata
O tym co bym chciała więcej, chociaż boję się odważyć
Teraz robię coś dla siebie, czy ktoś musi zauważyć?
Dziś z honorem idę na przód, hołd oddaję swej boskości
Nie pozwolę zniszczyć marzeń czy odebrać swej wielkości
Mam zadatki na człowieka, męża stanu, kogoś jeszcze…
Mało mi brakuje, wierz mi, by zadrżała ziemia wreszcie
Od mych uczuć, słów, emocji, skrytych marzeń, także wielkich
Chcę odłączyć się od kłamstwa, brudnych porad, szeptów wszelkich
Dzisiaj idę sama z sobą, kłaniam sobie się z uznaniem
Już za dużo zatraciłam, strachem, bólem, tym czekaniem

Kobieca

Wyszłam ze strefy komfortu
Jak gdyby przestrzeń stała się lepsza
Wyszłam starając się nie analizować. Po co? Dla kogo?
I jednak dotarłam. Cel emocjonalnie wybrany
Utworzyły go ciała, choć dusze bliższe mej sferze
Słowa płynące na przekór. Wszystkiemu. Wszystkim. Po mimo
Oderwałam się od teraźniejszości. Choć czas oplata me skronie
Chwytam słowa ulotne. Za chwile nas tu nie będzie
Za chwile stanie się teraz – co pokazuje nam prawdę
Odbierze poczucie władzy, choć walczyć będziemy nie raz
Stawiam niedbale litery – modlitwą się staną, kaprysem
Odnajdę drogę ucieczki, pomimo drzwi zamkniętych na amen
Wystąpię bezgłośnie z szeregu, by głosu użyczyć nam wszystkim
Zawalczę chociaż o siebie. To wiele na tle wszechmogących
Oderwę rdzawą pępowinę, co pętlą na mojej krtani
Wydrapię oczy lękowi, swój wzrok skieruję na życie
Kłamstwu dorobię protezy. Niech zniknie za słowem uznania
Wyciągnę na wierzch wnętrzności, by przyjrzeć im się uważnie
Nie wzgardzę brakowi w pamięci, palcami zastygłymi nad piórem
Uznam siebie za okaz, poddany ścisłej ochronie
Lecz nie pozwolę się więzić, jak klejnot w królewskiej koronie
Co błyszczeć może dla wszystkich, lecz władcę ma tylko jednego
Ja oddam swą wolność wielkościom, mym muzom, upodobaniom
Odnajdę szlaki utarte, lecz nowe życie w nie wplotę
Tkaninę stworzę z mych myśli, słowami ozdobię misternie
Wyblakłe kolory ożywię, jak pomnik z mchu odnowię
Niech blaskiem swoim otoczą, jarzmo wiszące nade mną
Wyszłam ze strefy komfortu
Chcę zostać. Zawalczyć. Pomarzyć…

Zapach miasta

Wyczuwam zapach miasta. Choć czasem mnie przytłacza
Wyczuwam spaliny, to oczywiste, niezaprzeczalnie
Wyczuwam zapach skórzanej kurtki, znoszonej, lecz przylegającej do serca
Słodki zapach perfum, niepasujący do okolicy, cuchnący podłością
Zapach szamponu, do włosów suchych, normalnych, farbowanych
Wyczuwam lekki zapach pasty do zębów, zaschniętej i zbielałej w kąciku ust. W lustrze okazuje się, że moich
Słodki zapach pieczywa, rogalików, drożdżówek. Zamkniętych przed tymi, którzy najbardziej głodni
Odnajduję wątły zapach pościeli, utrzymujący się na sennych powiekach przechodniów
Wieczny bukiet miasta, ludzi, wczoraj i dzisiaj. Jutro także. Na wieki wieków. Po wsze czasy.

Chwytam sama siebie

Chwytam sama siebie, jak ostatni oddech kończącego sią dnia, ratujący przed upadkiem nocy
Niech da Wszechmogący nikły obraz jutrzejszego dnia, odpowiadającego na pytanie „czy warto?”
Niech deszcz spływający, okryje całunem łzy, wypalające bruzdy, kształtujące me wnętrze
Piórem wiecznym, tuszem permanentnym, opiszę swe życie, na opuszku palca, choć miejsca za wiele
Wyblakły arkusz wspomnień, zakurzony wczorajszym spojrzeniem, ulotną chwilą w samotności
Nic więcej nie będzie, chociaż powinno. Dobranoc. Do jutra. Choć proszę o zbyt wiele.

Zauważyłam…

Zauważyłam. Zauważyłam jak zmienia się atmosfera w tramwaju, gdy ten staje w korku i robi się zupełnie cicho. Szczególnie o poranku. Gdy ludzkie umysły jeszcze chwytają się ostatkiem sił snów, które zostały na poduszce. Cisza przemieszcza się między ludźmi i ukazuje ich
sekrety. W tej ciszy można usłyszeć bezsenne noce. Można usłyszeć sny piękne jak i koszmary. Można usłyszeć kto się rozwodzi, a kto za tydzień bierze ślub. Komu zmarł ktoś bliski, a kto kogoś zabił. Jest dostatecznie cicho aby rozróżnić kto pił czarną kawę. Tą wypitą z mlekiem i cukrem też da się rozróżnić. Słyszalna jest herbata a nawet whisky poranne.
Śniadanie i jego brak. Z wyboru i z jego braku. Można rozpoznać kto dostał podwyżkę, a kto został zwolniony dyscyplinarnie. Ta cisza jest w stanie ukazać ludzi walczących z nowotworem, depresją, lękami społecznymi. Ukazuje nieśmiałość i rozwiązłość. I tej ciszy wszyscy się boją. Chcą ją zagłuszyć, ale nikt nie ma odwagi. Jakby odgłos był grzechem. Jakby reszta pasażerów miała stać się oskarżycielami, sędziami. Szukają obrońcy. I jest w tym wszystkim jeden ratunek dla wszystkich. Dziecko. Gdy z jego ust wydobywa się lawina pytań,
na które jak się okazuje, nikt nie zna odpowiedzi. Ale ten mały człowiek jest jak hamulec bezpieczeństwa, chociaż wszyscy czujemy prawdziwą ulgę gdy tramwaj rusza i pisk jego kół po szynach, zagłusza ciszę, obnażającą nas wszystkich.

PRL dla początkujących

PRL dla początkujących, to obrazy przeszłości, codzienność ludzi tamtych lat, wspomnienia długich kolejek do sklepu w którym był tylko ocet, ale również opowieść o rządzących i ustrojach politycznych, które zmieniały się z dnia na dzień. Barwny język, piękne zdjęcia, oddanie prawdziwości tamtego okresu sprawiają, że PRL dla początkujących jest doskonałą lekturą dla każdego kto chciałby poznać tamten pełen niezwykłości okres w naszych dziejach