Głaszczę wyobraźnię, gdy rzeczywistość na mnie napiera
Tulę do siebie rozpadnięte szczątki mej tożsamości
Nie próbuję się ukryć, bo wiem, że sensu w tym brak
Niespiesznie wychylam się, by dojrzeć nadzieję
Nicość, którą dostrzegam, pozbawia mnie tchu
Wyobraźnia przeobraża się, kiełkuje, ratuje mnie
Jej pędy sięgają ku mojej przyszłości
Leczą rany, zadane mej duszy, jej nikłym światłem
Lecz nie pozwalam pozbawić się trudnej przeszłości
To ona sprawiła, że jestem sobą, lepszym ja
Nie trzymam już sztywno mojej wyobraźni
Pozwalam jej kiełkować, wzrastać, ratować mnie